Puk, puk.
Irytujący dźwięk
stukania w drzwi dobiegł jego uszu. Naciągnął kołdrę na głowę.
Puk, puk.
-Dajcie
się człowiekowi wyspać- wymamrotał.
Puk, puk.
-Nie mam wyjścia-
westchnął, wstając z łóżka. Zmierzył ku drzwiom.- Diana?-
zapytał zdziwiony, gdy zobaczył dziewczynę przed drzwiami z tacą
rękach.- Coś mnie ominęło? Mam dzisiaj urodziny?
-Nie, wizyta
sąsiedzka- powiedziała radośnie, wchodząc do domu skoczka,
stawiając tacę z jedzeniem na stole.
Uparła się o blat
kuchenny, mierząc Bardala wzrokiem.
-Masz naprawdę
stylowe bokserki- rzuciła, śmiejąc się.- Widzę, że nie
rozstajesz się z motywem supermana- podeszła do kuchenki,
wstawiając wodę na kawę.
Zadziwiała go.
Najpierw ucieka. Teraz przychodzi mu ze śniadaniem do domu.
Dziewczyno, znamy się cholernie krótko, a ty już zrobiłaś mi
mętlik w głowie.
-Tak naprawdę to
ja jestem supermanem -zaśmiał się.- Rozpuszczalna z dwóch
łyżeczek- rzucił i zniknął za ścianą, pokonując schodki, by
się przebrać.
Sama nie wiedziała
co robi. Jakby straciła kontrolę nad własnymi czynami, umysłem.
Przeczyła sama sobie.
-Raz się żyje-
mruknęła pod nosem.
-Mówiłaś coś?-
dziewczyna podskoczyła, wylewając na siebie trochę wrzątku.- Nie
chciałem cię wystraszyć, przepraszam- powiedział powstrzymując
się od śmiechu na widok zdezorientowanej blondynki.
-Zabawne, naprawdę-
sama ledwo powstrzymywała się od śmiechu, polewając rękę zimną
wodą.
-Nie stało się
nic poważnego prawda?
-Żyję. Oddycham.
Chyba jest dobrze.
-Może lepiej nie
posługuj się czajnikiem, będzie bezpiecznie- dziewczyna wywróciła
oczami, a po chwili oboje wybuchnęli śmiechem.
To było jedno z
najlepszych śniadań w jego życiu. Zdecydowanie. Był zadowolony z
jej obecności. Lubił ją, nawet bardzo. Nie piszczała na jego
widok jak większość fanek. Była taka skromna i cicha. Na początku
nieśmiała, ale potrafiła bez skrępowania rozmawiać z ludźmi.
Ona również
cieszyła się z jego obecności. Czuła, że przy nim może być
sobą.
-Co cię skłoniło,
żeby do mnie przyjść? I czemu się tak zachowałaś wcześniej?
-Chciałam się
przywitać z nowym sąsiadem, nigdy wcześniej cię tu nie widziałam,
więc wypadałoby się zapoznać. Czemu uciekłam?- westchnęła.-Niech
to pozostanie moją tajemnicą, dowiesz się później- upiła łyk
kawy, opierając się o blat.-Masz naprawdę wygodne meble- zaśmiała
się.
-Wygodne, tak?-
zapytał, unosząc brwi i patrząc na nią znacząco.
-Nie jesteś
normalny-powiedziała z uśmiechem na ustach.- Może ja nie będę
ich dotykać, tak będzie najlepiej- odsunęła się.
-Nie ma takiej
potrzeby- oboje wybuchnęli śmiechem.
Spędzili ze sobą
cały dzień. Jakby znali się od lat. Czuła się przy nim
swobodnie. Nabrała do niego zaufania. Nie... to nie było zaufanie.
Sama nie wiedziała jak to określić. Magiczna siła? Może od
razu magiczna moc? Magiczna moc supermana. Tak, oczywiście.
Uśmiechnęła się sama do siebie, co nie uszło uwadze Andersa,
który siedział obok niej i oglądał film, co chwila zerkając na
nią.
-Czy coś
śmiesznego jest w tym, że ten psychopata rozcina ludzi na
ćwiartki?- skierował swój zdziwiony wzrok na nią.
-Nie, po prostu
zastanawiam się czemu ja ci tak zaufałam. Wiem, że trudno tu mówić
o typowym zaufaniu, mam swoje spojrzenie na ten temat. Zazwyczaj nie
potrafię spędzić z nowo poznaną osobą tyle czasu. Do tego sama, u
tej osoby w domu. Ty jesteś inny. Masz w sobie coś nietypowego.
Magicznego? To zabawne.
Przez kilka dobrych
sekund nie wiedział co powiedzieć. Patrzył na nią i badał
wzrokiem każdy centymetr jej twarzy. Tego co wyraża jej mimika. Co
kryje się w jej oczach. Czuła się niepewnie, podobnie jak on.
Czuł, że musi odpowiednie dobrać słowa. Jeden zły wyraz, a to ją
zrani. Sam nie wiedział co miał powiedzieć. Może nie było to
wielkie wyznanie, ale dla niego ważne. Wstał i podszedł do niej.
Objął ją ramieniem.
-Popatrz na mnie-
powiedział cicho.-Nie płacz- z uśmiechem przepełnionym troską
otarł jej łzy.-Nie znamy się dobrze, wiem, ale ja będę się
starać o to, abyś mi zaufała. Nie wiem co się wydarzyło w twoim
życiu, poczekam, aż sama będziesz gotowa, by mi to powiedzieć.
Nie będę nalegać, ale teraz będę się starał abyś mi zaufała.
-Dziękuję-
wyszeptała.
-Nie musisz, nie
masz za co.
-Dziękuję, że
jesteś. I mam nadzieję, że będziesz- uśmiechnęła się.
W głębi duszy
biła się z własnymi myślami. Rozum mówił: Co ty robisz,
dziewczyno?! A serce: Zostań tutaj, zostań, nie idź od
niego. I tak w kółko. Wybrała to drugie. A jak się to
skończyło? Obudzeniem się rano na kanapie u Bardala.
-Co ja tu robię?-
zapytała, rozglądając się po pomieszczeniu.-Aaaandeeeers?- nic,
pusto. Nikogo nie ma.
Usiadła i
wpatrywała się w jeden punkt za oknem. Na jej twarzy pojawił się
uśmiech. Szczery, naprawdę szczery uśmiech. Bez odrobiny silenia
się na niego.
-Anders, gdzie
jesteś?!- krzyknęła. Wciąż pustka.
Super, zostałam u niego w
mieszkaniu sama. Nie wiem gdzie jest. Nie ma żadnej kartki.
Wiadomości. Co robić?
Postanowiła
rozejrzeć się po mieszkaniu. Tak jak się spodziewała, skoczka
nigdzie nie było. Usiadła na schodach, bawiąc się kosmykiem
swoich włosów. Usłyszała odgłos otwieranych drzwi.
-O, już wstałaś-
uśmiechnął się.-Mogłem ci napisać jakąś karteczkę, wiem.
Byłem w sklepie. Wiesz, chciałem się jakoś odwdzięczyć za
wczoraj. Będę mógł liczyć na twoją pomoc?
Ich wspólne
przygotowywanie śniadania skończyło się na tym, że Bardal okazał
się być człowiekiem, który przypaliłby wodę na herbatę i
zamiast talerza kanapek, zjedli płatki z mlekiem.
-Mówiłam wczoraj
jakieś dziwne rzeczy?
-Nie, tylko
płakałaś, mocząc mi całą koszulkę. A, i prawie w nocy spadłaś
z kanapy, a z moich nóg zrobiłaś sobie poduszkę. Ja się nie
gniewam, naprawdę- oboje się uśmiechnęli.
Nie wiedziała co
ma powiedzieć. Czuła się dość dziwnie.
-Nie chcę,
naprawdę, ale muszę iść. Będziemy się widzieć jutro, prawda?-
Co ja powiedziałam? Nie wierzę, że to powiedziałam.
Był zszokowany jej
pytaniem. Nie spodziewał się tego.
-Jasne- uśmiechnął
się.
Poczuł jak
blondynka go przytula, a po chwili znikła za drzwiami. Przez okno
widział jej sylwetkę. Była taka specyficzna, inna. Innych
zniechęciłaby swoją postawą, natomiast go przyciągała. Działała
jak magnes.
Po wejściu do domu
zaczęło skakać z radości. Od dawna się tak nie czuła. A z czego
się cieszyła? Sama nie wiedziała. Ogarnęło ją magiczne uczucie,
które było trudne do opisania. Nawet nie była zła na siebie, jak
to miała w zwyczaju, gdy zaczynała kogoś lubić. Miała tylko
jedną nadzieję- jej wyczynów w tym momencie nie widzi Bardal. Nie
miałby trudnego zadania, bo okna w salonie były duże i skierowane naprzeciw domu skoczka. W tym momencie w jego oczach wyglądałaby
jak hotka, albo jak typowa nastolatka. On na szczęście (a może i
nie?) jej nie widział.
Czyżbym miała nareszcie się
cieszyć? Czyżby nareszcie zaczęło się układać?
Udało mi się nareszcie go napisać. Zbierałam się dość długo do niego. I ciągle nie miałam czasu. Pocieszające jest to, że napisałam go w ciągu ostatnich 3 dni.
Kolejny powinien się pojawić szybciej. ;)
Cześć!
OdpowiedzUsuńBardzo tu ładnie za sprawą tego szablonu, który od razu przyciąga czytelnika. Zaciekawiłaś mnie od razu na wstępie wyborem głównego bohatera. Nigdy nie czytałam opowiadania o Bardalu, bo zawsze występuje w roli statecznego przyjaciela. A tutaj... Zapałałam do niego wielką sympatią. Wydaje się być nieco melancholijnym romantykiem, który trochę naiwnie wierzy w miłość od pierwszego wejrzenia. Diana natomiast... Hmmm, nie potrafię jej rozgryźć. Z jednej strony zdaje się być spragniona uczuć, bycia kochaną, a z drugiej... Odnoszę wrażenie, że w jej życiu stało się coś, co zrobiło z niej kogoś, kto nie potrafi zaufac i się zaangażować. Tajemniczy klimat bardzo mi się podoba :)
W dodatku masz bardzo dobry styl pisania, przez co czyta się przyjemnie, a i rozterki wewnętrzne bohaterów są ciekawe i pozwalają wczuć się w tło historii.
Będę śledzić dalej na pewno.
Pozdrawiam :*