piątek, 24 stycznia 2014

1. "Scena trochę jak w Dirty Dancing"

Wrócił uradowany do hotelu. Koledzy z kadry patrzyli na niego, jak na wariata. Nie przejmował się ich zdaniem. Chciał jak najszybciej spotkać się z Dianą. Strzała Amora? Zauroczenie? Możliwe. Bardal był do tego zdolny. Mógł w jednej chwili kogoś znienawidzić, obdarzyć sympatią lub pokochać. Otworzył drzwi do pokoju i zobaczył Hilde siedzącego z laptopem na kolanach.
-Podobno nasz Anders wyruszył na podryw- zaśmiał się, patrząc na przyjaciela.
-Po prostu idę z nią do restauracji- Bardal wywrócił teatralnie oczami, zdjął bluzę i rzucił ją na łóżko.-Przynajmniej nie siedzę ciągle w pokoju i gram w... - podszedł bliżej blondyna.- Simsy. Nie gram, tak jak ty w Simsy.
-Ależ ty zabawny, naprawdę- Tom odpowiedział ironicznie i zaczął bić brawo.
Brunet spojrzał tylko na kolegę i odpowiedział mu uśmiechem. Zerknął na zegarek, który wskazywał 17. Bał się, że dziewczyna nie przyjdzie. Przecież go nie znała. Może tylko
z telewizji, ale przecież życie realne, a ekran telewizora, to dwie zupełnie inne rzeczy. Sam sobie się dziwił. Znał ją może dwie minuty, ale jednak coś go tchnęło, że to może być jego szansa. Koledzy próbowali go zapoznać z kilkoma dziewczynami, ale im to nie wychodziło. Zawsze coś się psuło. Wolał poświęcić się karierze, która nie zawsze szła po jego myśli, ale dążył do wyznaczonych przez siebie celów.
Po krótkich rozmyślaniach postanowił udać się do łazienki. Została mu przecież tylko niecała godzina. Chociaż... dla mężczyzny to dużo czasu na przygotowanie się.
Tymczasem Diana nie mogła zdecydować się na wybór stroju. Wahała się między turkusową, rozkloszowaną sukienką, a niebieską spódnicą o tym samym kształcie i białą bluzką na grubszych ramiączkach. Po dłuższych rozmyślaniach, postanowiła wybrać tę drugą wersję. Tak naprawdę sama nie wiedziała dlaczego tak bardzo starała wypaść jak najlepiej. Nie chciała przywiązywać się do ludzi. Nie chciała robić na nich wielkiego wrażenia. Po prostu chciała żyć według wyznaczonych przez siebie dróg.
Na nogi wciągnęła botki na koturnach, na ramiona beżowy płaszczyk. Poprawiła włosy. Przejrzała się ostatni raz w lustrze.
-Dobrze jest- wypuściła powietrze z ust i wyszła przed dom. Przekręciła klucz w drzwiach i ruszyła w stronę budynku.
Gdy zbliżała się do miejsca spotkania zobaczyła Andersa. Dość łatwo można było go zauważyć, przecież 1,84m. wzrostu, to nie tak mało. Ubrany był w ciemne jeansy, jasną koszulkę i ciemnoniebieską koszulę w kratę, która podkreślała kolor jego oczu. Ramiona nakryte miał czarną kurtką.
-Witam- podszedł do niej z uśmiechem na ustach i ucałował jej dłoń. Na jej policzkach zagościły rumieńce.
-Cześć- odpowiedziała cicho, błagając w duchu, aby nie zobaczył czerwonych śladów na jej policzkach. - Gdzie idziemy?- zapytała niepewnie. To zaskakujące, że nie bała
się tego, że idzie na spotkanie z mężczyzną, którego nie znała. Może fakt, że był osobą publiczną ją uspokajał?
-Co ty na to, aby iść do restauracji?- zerknął na nią.
-Z chęcią- uśmiechnęła się i oboje ruszyli w stronę lokalu.
Całą ich drogę przepełniały śmiechy i wygłupy. Wyglądali razem na szczęśliwych. Pomimo krótkiej znajomości coś między nimi było. A może po prostu doskonale się rozumieli? Może tylko mieli takie samo poczucie humoru?
Weszli do restauracji i zajęli miejsca na końcu sali, przy oknie. Skoczek pomógł dziewczynie zdjąć płaszcz, na co ona odpowiedziała mu uśmiechem. Po chwili przy
stoliku pojawiła się kelnerka i zebrała od nich zamówienia. Diana skierowała swój wzrok za szybę i obserwowała to, co dzieje się na zewnątrz, intensywnie o czymś
myśląc. Anders skupił swój wzrok na niej. Nagle odwróciła głowę, patrząc na bruneta.
-Coś nie tak ze mną?- uśmiechnęła się go niego.
-Nie, nie- odparł lekko speszony.- Po prostu zastanawiam się, jak to możliwe, że ciągle jesteś taka uśmiechnięta.
-Cieszę się życiem. Jest kruche, ciężko je stracić. Trzeba doceniać to, co się ma- odpowiedziała patrząc za okno rozmarzonym wzrokiem. Jednak on czuł, że w jej słowach
była tajemnica. Tajemnica, którą skrywała przed wszystkimi. Tajemnica ta była powodem do jej ciągłego uśmiechu. I miał rację. Diana miała pewien sekret, który całkowicie odmienił jej życie. Jej spojrzenie na otaczający ją świat kompletnie się zmieniło.
Bardal nawet nie zamierzał pytać czemu tak uważa. Wiedział, że i tak mu nie odpowie na to pytanie. Nie wyglądała na osobę, która mówi swoje problemy obcym ludziom.
Ciszę między nimi przerwała kelnerka, która przyniosła zamówienie.
-Smacznego- powiedzieli do siebie jednocześnie i zabrali się za spożywanie.
Przy kilku szklankach soku spędzili w lokalu około trzech godzin. Rozmawiali o wszystkim. On opowiadał jej o życiu skoczka, a ona słuchała tego z ogromnym zaciekawieniem. Żartował o kolegach z kadry. Mówił jej o atmosferze między poszczególnymi narodami. Co się dzieje w ''mieście skoczków''. Jak radzą sobie z fankami, które często nie dają im spokoju.
Ona mówiła mu o sobie. O tym skąd pochodzi. O swoich zainteresowaniach. O swojej rodzinie.
Oboje wyglądali na dobrze bawiących się w swoim towarzystwie. Ich śmiech roznosił się po całym lokalu. Czas nic dla nich nie znaczył. Chcieli jak najdłużej przebywać ze sobą. Jednak nadszedł ten moment. Ten, którego tak bardzo nie chcieli. Oboje musieli wrócić do swoich hoteli.
Skoczek zapłacił za posiłek i razem z blondynką wyszedł przed budynek. Ruszyli w stronę jej domu.
-Chciałabyś może przyjść jutro na trening?- przerwał ciszę, która panowała między nimi. Dziewczyna spojrzała na niego swoimi niebieskimi tęczówkami, delikatnie się uśmiechając.
-Z chęcią- odpowiedziała radośnie.
Jej obecność zdecydowanie dodałaby mu wiary z siebie. Pomimo ich krótkiej znajomości przy niej czuł się inaczej, jakby bardziej radosny. Chciałby po skoku przy bandzie zobaczyć właśnie ją. Posłać jej uśmiech, który pokazywałby, że to dzięki niej skoczył daleko. Lub po prostu wyżalić się jej, gdy nie będzie zadowolony ze swojego wyniku.
Nagle z nieba zaczęły spadać drobne krople wody.
-Chodź, przyśpieszmy. Zmokniemy- spojrzała na niego.
-Spacer w deszczu może być całkiem przyjemny- zaśmiał się.
- Jesteś niemożliwy, naprawdę- blondynka również zaczęła się śmiać. Wiedziała, że z Andersem nie da rady. Nie tylko przez jego przewagę wzrostu, czy siły. Tu chodziło również o charakter. Skoczek miał dar przekonywania. Miała pojęcie, że od razu znajdzie argumenty, które przekonają ją, aby nie zmieniać tępa. By spacer ten odbył się, jakby deszczu nie było.
Nagle poczuła, że coś ją podnosi do góry. Dokładniej nie coś, a ktoś. To Anders.
-Co ty robisz? - zaczęła się śmiać i machać nogami. - Postaw mnie!
-Scena trochę jak w Dirty Dancing- odpowiedział jej z szerokim uśmiechem na ustach i obracając się dookoła własnej osi.
-Ten sok zdecydowanie ci zaszkodził- już nie stawiała oporu.
Nie zwracali uwagi na ludzi, którzy dookoła nich przechodzili i patrzyli na nich jak na dwójkę osobników, którzy uciekli ze szpitala psychiatrycznego. Przez całą drogę do jej domu, skoczek niósł dziewczynę na rękach. Po kilku sprzeciwach, ta dała sobie spokój i śmiała się do ludzi przechodzących obok nich.
-To tutaj- powiedziała cicho, a Bardal odstawił ją na ziemię.
-Widzimy się jutro o 13 przy skoczni?- zapytał z wymalowanym uśmiechem na ustach, patrząc na nią i opierając się o jedną ze ścian domu.
-Widzimy się- przytaknęła.
Przez dłuższy czas milczeli. Brunet przybliżył się do blondynki. Oboje widzieli w tęczówkach drugiego małe iskierki. Bardal był coraz bliżej dziewczyny, ona nawet nie protestowała. Diana oparła się o ścianę. Wciąż wymieniali się spojrzeniami. Delikatnie dotknął swoimi ustami jej warg. Dziewczyna oparła swoje ręce na jego klatce piersiowej i lekko go odepchnęła.
-Anders...- powiedziała cicho.- Ja... Nie, nie mogę- westchnęła.
-Rozumiem- spojrzał na nią i uśmiechnął się. - Nie musisz tłumaczyć.
-Dziękuję- wbiła wzrok w ziemię, czuła jak łzy napływają do jej oczu.
-Czas się pożegnać... To do jutra- powiedział radośnie, jednak można było usłyszeć ton smutku.
-Do jutra- powiedziała cicho i znikła za drzwiami domu.
Była zdenerwowana na samą siebie. Miała nie przywiązywać się do ludzi. Nie mogła złożyć myśli w logiczną całość. Chciała krzyczeć. Oparła się o parapet w kuchni, próbując uspokoić oddech. Złapała jeden z talerzy, które stały obok niej i cisnęła nim o ścianę. Osunęła się na podłogę, złożyła twarz w dłonie i zaczęła płakać. Czemu tak zareagowała? Sama nie potrafiła odpowiedzieć sobie na to pytanie. Nie chciała dłuższych znajomości. Chciała jak najszybciej pożegnać się z ludźmi, których poznała. Wiedziała jednak, że Bardal nie odpuści. Będzie chciał kontynuować tę znajomość. A ona nie będzie próbowała mu się oprzeć. Miał w sobie coś, co działało na nią jak magnez. Nie wiedziała czy przyjść na trening. Chciała, bardzo chciała. Jednak coś ją trzymało, aby tego nie robić. Czy warto się spotkać z osobą przez, którą się płacze? Czy warto?
-Tak – powiedziała do siebie pod nosem, dając kolejnym łzom spływać po jej policzkach.
Bardal przez całą drogę do hotelu rozmyślał o tym, co stało się pod domem Diany. Nie dziwił się jej reakcji, przecież nie znali się nawet jednego dnia. Ale co spowodowało, że zgodziła się na spotkanie? To pytanie tkwiło w jego głowie. Dziwił się także sam sobie, że postanowił ucałować jej wargi. Nie myślał wtedy o tym, co robi. Chciał po prostu być jak najbliżej blondynki. Był zły na siebie.
Szarpnął gwałtownie klamkę hotelowego pokoju i rzucił kurtkę na łóżko. Nie zwracał uwagi na kolegę, który wypytywał jak było i co się działo.
-Dała ci kosza?- Tom zaśmiał się. - Nie dziw się, znacie się kilka godzin. Bardal, myśl!
-Daj mi spokój, blondasie!- podniósł głos i wyszedł na balkon, trzaskając drzwiami.
Przejechał dłońmi po twarzy. Wdech, wydech – powtarzał sobie w myślach. Po chwili wrócił do pokoju.
-Tom, przepraszam – uśmiechnął się do kolegi. Hilde tylko popatrzył na niego i przytaknął głową.
-To co, rundka w Fifę?- blondyn zaśmiał się, na co Bardal odpowiedział mu uśmiechem i oboje zajęli
 miejsca przed telewizorem i konsolą.

Trochę się rozpisałam, ale jestem zadowolona z tego rozdziału. Sprawa głównego bohatera rozwiązana. Spotkałam się z małą ilością opowiadań o Andersie, a że jestem wierną kibicką reprezentacji Norwegii, to postanowiłam napisać właśnie o Bardalu.
Dzisiaj rozpoczynam ferie, więc powinnam coś napisać w najbliższym czasie. ;)

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Prolog- Niby nic, a jednak coś.

Co mógłbym powiedzieć po roku bez Twojej osoby?
Brakuje mi Ciebie. Tęsknię za Tobą. Ale to oczywiste, nieprawdaż?
Kto by pomyślał, że dzięki rozdawaniu autografów znajdę swoją drugą połówkę?
Stałem przy barierce, podpisując na oślep podsuwane mi pod nos kartki, można powiedzieć, że standardowe zajęcie po treningu. Nagle usłyszałem melodyjny głos, połączony z cichym śmiechem.
-Dla Diany poproszę.
Spojrzałem na Ciebie. Na Twoim nosie były okulary przeciwsłoneczne, które delikatnie odchyliłaś na dół i ukazałaś swoje piękne, niebieskie oczy. Wiatr zawiewał kosmyki blond włosów na Twą twarz, a Ty próbowałaś je odgarnąć, ale Ci to nie wychodziło. Uśmiechnąłem się tylko na ten widok.
-Podpiszesz?- zachichotałaś pod nosem, wyrywając mnie z transu. Szybko złożyłem swój podpis, oddając Ci marker i zdjęcie. - Dziękuję- uśmiechnęłaś się i odeszłaś.
-Diana! Czekaj!- jakiś impuls w mojej głowie kazał mi Cię zawołać. Odwróciłaś się, lekko zdziwiona.
-Tak?- zapytałaś niepewnie.
-Może chciałabyś wieczorem gdzieś wyjść? Do kawiarni, czy na spacer?- sam w to nie wierzyłem, ale byłem speszony, gdy Ci to proponowałem.
-Z chęcią- odpowiedziałaś mi pięknym, szczerym uśmiechem.
-To może pod hotelem, o 18? Będziesz mogła?
-Tak...- powiedziałaś niepewnie i rozejrzałaś się dookoła.- Muszę już lecieć. Pa! Do wieczora!- znowu zachichotałaś.
14 marca 2009r. Ten dzień pamiętam doskonale. Wtedy się poznaliśmy. Nigdy nie czułem tak wspaniałego uczucia jak przy spotkaniu Ciebie.
Tęsknię za Tobą, tak, że ciężko to opisać. Tęsknię za całą Tobą. Twoim uśmiechem. Oczami. Dotykiem. Zapachem.
Tęsknię także za Twą miłością.
Miłością, która płynęła ze
Szklanego serca. 

Nie umiem pisać prologów, nie umiem. Zawsze mi czegoś w nich brakuje. Mam wrażenie, że jest taki pusty. Nie wyszedł tak jak chciałam, ale już go nie zmienię. Oby później było lepiej, trzymajcie kciuki. ;)
I skoro już tak narzekam, to dziwnie pisać w męskiej osobie. Może to jest powodem, dlaczego tak mi się nie podoba. 
Po około rocznej przerwie od publikowania moich chorych wymysłów wracam w progi Bloggera. Nie powiem, trochę dziwnie znów ujawniać wymyślone historie w internecie.
Tak więc, witam. :D

Archiwum