wtorek, 18 marca 2014

4. "I mam nadzieję, że będziesz"

Puk, puk.
Irytujący dźwięk stukania w drzwi dobiegł jego uszu. Naciągnął kołdrę na głowę.
Puk, puk.
-Dajcie się człowiekowi wyspać- wymamrotał.
Puk, puk.
-Nie mam wyjścia- westchnął, wstając z łóżka. Zmierzył ku drzwiom.- Diana?- zapytał zdziwiony, gdy zobaczył dziewczynę przed drzwiami z tacą rękach.- Coś mnie ominęło? Mam dzisiaj urodziny?
-Nie, wizyta sąsiedzka- powiedziała radośnie, wchodząc do domu skoczka, stawiając tacę z jedzeniem na stole.
Uparła się o blat kuchenny, mierząc Bardala wzrokiem.
-Masz naprawdę stylowe bokserki- rzuciła, śmiejąc się.- Widzę, że nie rozstajesz się z motywem supermana- podeszła do kuchenki, wstawiając wodę na kawę.
Zadziwiała go. Najpierw ucieka. Teraz przychodzi mu ze śniadaniem do domu. Dziewczyno, znamy się cholernie krótko, a ty już zrobiłaś mi mętlik w głowie.
-Tak naprawdę to ja jestem supermanem -zaśmiał się.- Rozpuszczalna z dwóch łyżeczek- rzucił i zniknął za ścianą, pokonując schodki, by się przebrać.
Sama nie wiedziała co robi. Jakby straciła kontrolę nad własnymi czynami, umysłem. Przeczyła sama sobie.
-Raz się żyje- mruknęła pod nosem.
-Mówiłaś coś?- dziewczyna podskoczyła, wylewając na siebie trochę wrzątku.- Nie chciałem cię wystraszyć, przepraszam- powiedział powstrzymując się od śmiechu na widok zdezorientowanej blondynki.
-Zabawne, naprawdę- sama ledwo powstrzymywała się od śmiechu, polewając rękę zimną wodą.
-Nie stało się nic poważnego prawda?
-Żyję. Oddycham. Chyba jest dobrze.
-Może lepiej nie posługuj się czajnikiem, będzie bezpiecznie- dziewczyna wywróciła oczami, a po chwili oboje wybuchnęli śmiechem.
To było jedno z najlepszych śniadań w jego życiu. Zdecydowanie. Był zadowolony z jej obecności. Lubił ją, nawet bardzo. Nie piszczała na jego widok jak większość fanek. Była taka skromna i cicha. Na początku nieśmiała, ale potrafiła bez skrępowania rozmawiać z ludźmi.
Ona również cieszyła się z jego obecności. Czuła, że przy nim może być sobą.
-Co cię skłoniło, żeby do mnie przyjść? I czemu się tak zachowałaś wcześniej?
-Chciałam się przywitać z nowym sąsiadem, nigdy wcześniej cię tu nie widziałam, więc wypadałoby się zapoznać. Czemu uciekłam?- westchnęła.-Niech to pozostanie moją tajemnicą, dowiesz się później- upiła łyk kawy, opierając się o blat.-Masz naprawdę wygodne meble- zaśmiała się.
-Wygodne, tak?- zapytał, unosząc brwi i patrząc na nią znacząco.
-Nie jesteś normalny-powiedziała z uśmiechem na ustach.- Może ja nie będę ich dotykać, tak będzie najlepiej- odsunęła się.
-Nie ma takiej potrzeby- oboje wybuchnęli śmiechem.
Spędzili ze sobą cały dzień. Jakby znali się od lat. Czuła się przy nim swobodnie. Nabrała do niego zaufania. Nie... to nie było zaufanie. Sama nie wiedziała jak to określić. Magiczna siła? Może od razu magiczna moc? Magiczna moc supermana. Tak, oczywiście. Uśmiechnęła się sama do siebie, co nie uszło uwadze Andersa, który siedział obok niej i oglądał film, co chwila zerkając na nią.
-Czy coś śmiesznego jest w tym, że ten psychopata rozcina ludzi na ćwiartki?- skierował swój zdziwiony wzrok na nią.
-Nie, po prostu zastanawiam się czemu ja ci tak zaufałam. Wiem, że trudno tu mówić o typowym zaufaniu, mam swoje spojrzenie na ten temat. Zazwyczaj nie potrafię spędzić z nowo poznaną osobą tyle czasu. Do tego sama, u tej osoby w domu. Ty jesteś inny. Masz w sobie coś nietypowego. Magicznego? To zabawne.
Przez kilka dobrych sekund nie wiedział co powiedzieć. Patrzył na nią i badał wzrokiem każdy centymetr jej twarzy. Tego co wyraża jej mimika. Co kryje się w jej oczach. Czuła się niepewnie, podobnie jak on. Czuł, że musi odpowiednie dobrać słowa. Jeden zły wyraz, a to ją zrani. Sam nie wiedział co miał powiedzieć. Może nie było to wielkie wyznanie, ale dla niego ważne. Wstał i podszedł do niej. Objął ją ramieniem.
-Popatrz na mnie- powiedział cicho.-Nie płacz- z uśmiechem przepełnionym troską otarł jej łzy.-Nie znamy się dobrze, wiem, ale ja będę się starać o to, abyś mi zaufała. Nie wiem co się wydarzyło w twoim życiu, poczekam, aż sama będziesz gotowa, by mi to powiedzieć. Nie będę nalegać, ale teraz będę się starał abyś mi zaufała.
-Dziękuję- wyszeptała.
-Nie musisz, nie masz za co.
-Dziękuję, że jesteś. I mam nadzieję, że będziesz- uśmiechnęła się.
W głębi duszy biła się z własnymi myślami. Rozum mówił: Co ty robisz, dziewczyno?! A serce: Zostań tutaj, zostań, nie idź od niego. I tak w kółko. Wybrała to drugie. A jak się to skończyło? Obudzeniem się rano na kanapie u Bardala.
-Co ja tu robię?- zapytała, rozglądając się po pomieszczeniu.-Aaaandeeeers?- nic, pusto. Nikogo nie ma.
Usiadła i wpatrywała się w jeden punkt za oknem. Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Szczery, naprawdę szczery uśmiech. Bez odrobiny silenia się na niego.
-Anders, gdzie jesteś?!- krzyknęła. Wciąż pustka.
Super, zostałam u niego w mieszkaniu sama. Nie wiem gdzie jest. Nie ma żadnej kartki. Wiadomości. Co robić?
Postanowiła rozejrzeć się po mieszkaniu. Tak jak się spodziewała, skoczka nigdzie nie było. Usiadła na schodach, bawiąc się kosmykiem swoich włosów. Usłyszała odgłos otwieranych drzwi.
-O, już wstałaś- uśmiechnął się.-Mogłem ci napisać jakąś karteczkę, wiem. Byłem w sklepie. Wiesz, chciałem się jakoś odwdzięczyć za wczoraj. Będę mógł liczyć na twoją pomoc?
Ich wspólne przygotowywanie śniadania skończyło się na tym, że Bardal okazał się być człowiekiem, który przypaliłby wodę na herbatę i zamiast talerza kanapek, zjedli płatki z mlekiem.
-Mówiłam wczoraj jakieś dziwne rzeczy?
-Nie, tylko płakałaś, mocząc mi całą koszulkę. A, i prawie w nocy spadłaś z kanapy, a z moich nóg zrobiłaś sobie poduszkę. Ja się nie gniewam, naprawdę- oboje się uśmiechnęli.
Nie wiedziała co ma powiedzieć. Czuła się dość dziwnie.
-Nie chcę, naprawdę, ale muszę iść. Będziemy się widzieć jutro, prawda?- Co ja powiedziałam? Nie wierzę, że to powiedziałam.
Był zszokowany jej pytaniem. Nie spodziewał się tego.
-Jasne- uśmiechnął się.
Poczuł jak blondynka go przytula, a po chwili znikła za drzwiami. Przez okno widział jej sylwetkę. Była taka specyficzna, inna. Innych zniechęciłaby swoją postawą, natomiast go przyciągała. Działała jak magnes.
Po wejściu do domu zaczęło skakać z radości. Od dawna się tak nie czuła. A z czego się cieszyła? Sama nie wiedziała. Ogarnęło ją magiczne uczucie, które było trudne do opisania. Nawet nie była zła na siebie, jak to miała w zwyczaju, gdy zaczynała kogoś lubić. Miała tylko jedną nadzieję- jej wyczynów w tym momencie nie widzi Bardal. Nie miałby trudnego zadania, bo okna w salonie były duże i skierowane naprzeciw domu skoczka. W tym momencie w jego oczach wyglądałaby jak hotka, albo jak typowa nastolatka. On na szczęście (a może i nie?) jej nie widział.

Czyżbym miała nareszcie się cieszyć? Czyżby nareszcie zaczęło się układać?

Udało mi się nareszcie go napisać. Zbierałam się dość długo do niego. I ciągle nie miałam czasu. Pocieszające jest to, że napisałam go w ciągu ostatnich 3 dni. 
Kolejny powinien się pojawić szybciej. ;)

Archiwum